poniedziałek, 15 czerwca 2015

MATNIA 2015 - Chmielno

Wszystko zaczęło się parę miesięcy wcześniej, kiedy to okazało się, że tegoroczne mistrzostwa odbędą się na terenie naszego województwa. Nie było innej opcji, nie wypadało się nie pojawić i spróbować nieco namieszać w stawce. Mój ostatni i przed tymi zawodami jedyny start w Pucharze Polski (PP) w MnO był ze 2 lata temu na GOSKu. Wtedy startując z Tomkiem udało się dobrze zaprezentować na jednym etapie (II msce). Przez ten czas zapomniała o mnie większość uczestników PP, dlatego tym razem mogłem spokojnie robić swoje. Teraz cele były nieco bardziej ambitne: minimum: nieco namieszać w klasyfikacji generalnej lub wygrać jeden etap. Cel maksimum w zasadzie nie był określony, ale odpowiednim szczęściu nawet najbardziej optymistyczny scenariusz był realny i częściowo tak też się stało. Baza imprezy była w Chmielnie, a terenem zawodów miały być osławione podkartuskie lasy.

Na samym wstępie okazało się, ze będzie 5 etapów. Pierwszy, dla mnie najbardziej interesujący, bo nocny odbywał się w czwartek wieczorem. Mapa bazowała na poziomicach skanowania laserowego terenu (LIDARu) i była tylko trochę zniekształcona. Sam pomysł był bardzo fajny, szczególnie biorąc pod uwagę utrudnioną przebierność wszechobecnych młodników i zniekształcenia mapy. Niestety mapa była na tyle dokładna, że było na niej widać „ślady” niektórych dróg, mimo to przejścia miedzy punktami były miejscami bardzo interesujące  Trasę udało się przejść na 0 punktów karnych, podobnie zresztą jak kilku innym osobom. Niestety ze względu na późny start i długa trasę nie zostało zbyt wiele czasu na sen.



Opis mapy I etapu
 


Kolejne 2 etapy odbywały się w piątek i zostaliśmy na nie wywiezieni do Kartuz. Pierwszy w kolejności przypadł mi III etap, który okazał się całkiem przyjemny, bo składał się z niezbyt trudnych wpasowań mapy. Tu było już widać, ze w przypadku niektórych map (niedokładnych) mogą być problemy z ich dopasowaniem do terenu. Cały etap był jak najbardziej do opanowania w limicie czasu, a przy sprawnym dopasowywaniu nawet szybciej. Tu także trasę wyzerowało kilka osób, w tym jakimś cudem ja także.

Mapa III etapu
Dla kontrastu, kolejny dla mnie, II etap okazał się bardziej wymagający i bazował na typowej zasadzie, czyli iść kawał przez las na azymut i dopasować fragment albo dwa. Tu zaczęły się moje problemy, szczególnie na samym początku etapu, bo długie ultra precyzyjne azymuty nie są moją specjalnością, podobnie jak wpasowywanie fragmentów, ale jakoś udało się to opanować. Po drodze trafiły się 2 nierozstawione punkty kontrolne, co mogło spowodować spore problemy. Niestety pod koniec musiałem się przebiec na metę. Wybrałem trudniejszy na początku, ale łatwiejszy pod koniec wariant. Po ogłoszeniu wyników byłem nieco zdziwiony, bo okazało się, że wygrałem i ten etap. Cel minimum został osiągnięty, bo udało się wygrać jakiś etap, a nawet 3 (!!!) i namieszać w klasyfikacji. Po 3 etapach byłem samotnym liderem z niewielką przewagą nad kolejną osobą. Po południu było na tyle czasu, że skorzystałem z posiadanego roweru i w kilka godzin odwiedziłem większość okolicznych atrakcji. Wieczorem zostało zorganizowane ognisko ze śpiewem przy gitarach, było całkiem przyjemnie bo wtedy kiedy tam byłem grany był górski repertuar.

II etap
 

Po 3 etapach wyniki wyglądają nadspodziewanie dobrze
Sobota miała być dniem decydującym, na który planowany był etap Krzyśka Kuli z pozornie prostym etapem dojściowym. Już poranna odprawa wywołała sporo wątpliwości odnoście tego „prostego” dojścia. Etap IV okazał się dość trudny i chyba wszystkim dość mocno namieszał w głowach, ale głównie z powodu niedokładności budowniczego. Trzeba było podążać od skrzyżowania do skrzyżowania i potwierdzać miedzy nimi jeden lampion znajdujący się z prawej strony drogi. Problem w tym, ze nie wszystkie drogi były uwzględnione w tym schemacie i w pewnym momencie, a nawet dwóch wszystko się psuło. Był na to tylko jeden sposób, iść kilka skrzyżowań dalej i sprawdzić. Przez to ledwo zmieściłem się w limicie czasu, a w dodatkowo podczepiła się pode mnie jakąś dziewczyna. Próbowałem jej uciec wrzucając pieszy „piąty bieg”, ale nie udało się uciec. Sam pomysł na mapę bardzo interesujący, ale trzeba to wykonać bardzo precyzyjnie. Wisienką na torcie było skrzyżowanie w kształcie trójkąta z lampionem pośrodku robiło się na nim ze dwa kółka, przez co jeden i ten sam lampion trzeba było potwierdzić 5 razy. Jeżeli chodzi o wyniki to nie wiem co się działo, ale okazało się, że i ten etap udało się razem z kilkoma innymi osobami wygrać, ale podobno po anulowaniu jego części.

Opis IV etapu + przejście awaryjne
 

Ostatni, V etap miał być najtrudniejszy i taki się okazał. Tradycyjnie wpasowywanie, ale połączone z przekształceniami fragmentów i wieloma niedopowiedzeniami. Przez dłuższy czas nie mogłem zrozumieć opisu tworzenia mapy, jak dla mnie nie za wiele on wyjaśniał w kwestii dopasowywania fragmentów, ale może tylko ja miałem takie problemy. Niemniej już na 3 punkcie kontrolnym straciłem dobre 30 min. Były tez i długie azymuty, ale z tym można było sobie jakoś poradzić. W każdym razie na tym etapie straciłem całkiem sporo, nie miałem 1, czy 2 punktów kontrolnych i przekroczyłem limit spóźnień. W gruncie rzeczy cieszyłem się z tego powodu, bo miałem już trochę dość walki z mapą (etapy z wpasowywaniem) i dzięki temu mogłem spokojnie wrócić do domu jeszcze za jasnego. 

Mapa V, najtrudniejszego etapu
 

W domu okazało się, że jednak większość osób miało spore problemy na tym etapie i II oraz III miejsce w generalce przegrałem o pojedyncze punkty. Po klapie na ostatnim etapie było to dla mnie miłe zaskoczenie.
Wyniki po wszystkich 5 etapach
Warto tutaj podsumować te Mistrzostwa, na których udało się osiągnąć mój cel minimum, a nawet sporo więcej, bo jak się później okazało do startu ostatniego etapu prowadziłem w klasyfikacji generalnej z maksymalną liczbą punktów przeliczeniowych. Mnie jednak bardziej cieszy utarcie nosa tym, którzy we mnie nie wierzyli, czyli sporej części konkurencji ;)  Warto tu o nich wspomnieć, bo jest to trochę zamknięte grono, większość z nich się zna. Minusem z tym związanym były tramwaje na trasie. Sam tez skorzystałem z pomocy innych osób na kilku PK, ale tez dzieliłem się tym co udało mi się dopasować, w szczególności na obu z trudniejszych etapach (II i V). Nie wiem czy w ogóle da się zrobić całkowicie indywidualną InO, bo sama obecność kogoś w danym terenie jest już sporą podpowiedzią.

Z mojej strony jest wiele rzeczy do poprawienia, bo spore problemy sprawiały mi długie (>250 m) precyzyjne azymuty w trudniej przebieżnym terenie, częściowo spowodowane niedokładnym liczenie odległości. Druga rzeczą która zaważyła na wyniku były trudności z dopasowywaniem fragmentów do mapy, co przy zbyt dużej liczbie kombinacji dość mocno komplikowało mi nawigację. Jak doszło do tego zmęczenie i niewyspanie to był poważny problem taki jak na V etapie. W każdym razie te mistrzostwa uważam za udane, chociaż było strasznie blisko bardzo dobrego wyniku. Po tym maratonie map kombinowanych mam już nieco dość tego typu zabaw, ale wypadałoby dotrwać do półmetka sezonu.
Mam nadzieje, że nadal będę miło wspominać te mistrzostwa.

PS1: Na imprezie był tez Adam Ż., ale niestety na pierwszym etapie zgubił kartę startową, co zaważyło na ostatecznym wyniku, ale walczył dzielnie. Ciekawe jak mu poszło na kajakach?

PS2: Oczywiście gratuluję też wygranej Marcinowi Krasuskiemu, jak najbardziej na to zasłużył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz